Czasy marketingu opartego na pompatycznym haśle w trybie rozkazującym okraszonego siermiężnym zdjęciem naszego produktu minęły mniej więcej 30 lat temu. Jak więc dziś dotrzeć do klienta, aby zainteresował się naszą ofertą? To proste, rozbawić go. Do tego służy tzw. fun content, czyli humorystyczne treści marketingowe.
Jaki jest dobry mem?
A jaki jest dobry żart, cięta riposta, bezbłędny komentarz? Każdy rozpoznaje je od razu po emocjach, jakie wzbudzają. Są to ekscytacja, radość, zaciekawienie. Autor dobrego tekstu jawi się jako osoba inteligentna i podobna do nas, czyli fajna. Dobry mem powinien być więc niepowtarzalny i inteligentny. Powinien operować językiem trafiającym do grupy docelowej i wzbudzać emocje. Nie jest to łatwe, ale warto.
Co możemy zyskać?
Dobry fun content to marketingowa kura znosząca złote jajka. Jednym trafnym memem możemy dotrzeć z naszą marką do milionów odbiorców. Ruch na naszej stronie będzie generowany organicznie. Odbiorcy sami będą przesyłać swoją reklamę do znajomych. Ponadto nasze logo będzie kojarzyło się z pozytywnymi emocjami. Nie ma lepszego sposobu, by zostać zauważonym w Internecie, czy wręcz wykreować modę na nasz produkt.
W jakich branżach nie jest śmiesznie?
Fun content ma sens, kiedy opiera się na dobrym guście i kulturze. Najśmieszniejsze żarty nie sprawią, że klient nawiąże z naszą marką emocjonalną więź, jeżeli oferujemy produkty lub usługi dla osób, którym z definicji nie jest do śmiechu. Sprzedajesz suplementy diety dla pacjentów onkologicznych? Może daruj sobie memy z gadającymi kotami. Podobnie jest w przypadku, gdy klienci nie oczekują od nas wesołych wrażeń, tylko poważnej refleksji. Reklamowanie się za pomocą humorystycznych treści będzie więc sporą wpadką, jeżeli organizujemy np. wycieczki do Muzeum Auschwitz.
Przeczytaj również: SEO, czyli jak tworzyć popularne treści w wyszukiwarkach internetowych?
Memowe miny
Tak jak dobre humorystyczne treści z naszą marką w roli głównej mogą przy niskich nakładach na promocję przynieść krociowy zysk, tak łatwo mogą stać się przyczyną wizerunkowej katastrofy. Jeżeli sam nie chcesz zostać memem i podzielić losu Bogu ducha winnego nosacza, pamiętaj o tych zasadach:
- Nigdy nie żartuj ze spraw, które nie są zabawne. Są to na przykład: tragiczne wypadki śmiertelne, ciężkie choroby, cierpienie.
- Nie obrażaj. Nie wszystkich śmieszą żarty z czyjegoś wyglądu, orientacji seksualnej, religii, pochodzenia. Wręcz przeciwnie, nietaktowny żart sprawi, że wielu potencjalnym klientom nasz produkt będzie kojarzył się z chamstwem.
- Unikaj sucharów. Powtarzanie tekstów, które pół roku temu wypromowały konkurencję, nie jest dobrym pomysłem. Skuteczny fun content musi być oryginalny, niebanalny i kojarzyć się wyłącznie z naszym produktem.
Kontrowersja, miecz obosieczny
Nuda jest największym wrogiem fun contentu, a nie być nudnym w Internecie jest coraz trudniej. Odważnym sposobem na przykucie uwagi użytkownika mediów społecznościowych jest czarny humor lub żart na granicy dobrego smaku, ale nieprzekraczającej jej. Przykładem takiej kampanii może być współpraca producenta materacy z satyrycznym funpage’em Bytom Pogrzeby S.A. Nie jest to jednak proste i na taką promocję należy się decydować tylko, gdy pracujemy z naprawdę dobrym copywriterem. W innym wypadku grozi nam… patrz akapit wyżej.
Research to podstawa
Marketing oparty na treściach humorystycznych sprawia wrażenie robionego lekko, jakby od niechcenia, w międzyczasie. I dobrze, takie wrażenie ma sprawiać. Jednak my wiemy, że to tylko pozory. Aby nasz mem był strzałem w dziesiątkę, wymaga solidnego researchu. Przede wszystkim należy bardzo precyzyjnie określić grupę docelową i ją opisać. Poznać jej język, zainteresowania, wartości, mody i… wyprzedzić o krok. To nie my mamy powtarzać żarty naszych klientów, tylko nasi klienci mają linkować nasze memy. Nie da się tego zrobić bez solidnego rozpoznania terenu.
Czy należy bać się fun contentu? Zdecydowanie nie, ale tak jak przy każdej ambitnej formie promocji trzeba robić to dobrze. Zainwestuj więc w dobrą agencję reklamową, której pracownicy znają rynek i trendy poszczególnych grup docelowych, a następnie im zaufaj. Efekty mogą cię zaskoczyć.
Autor tekstu: Ewa Matłaszewska